Grębocin – lekcja piśmiennictwa

Lekcja

To była lekcja. Uczyliśmy się pisać prawdziwym gęsim piórem i patyczkami maczanymi w kałamarzu. Pani opowiadała, jak to z tym piśmiennictwem było, co to jest pergamin, a co to papirus i czemu nawijało się go na wałki. Niesfornym uczniom pani zagroziła karnym zydelkiem obok niej. Niejeden chłopak z klasy chciał być ukarany.
Carmen siedząca w pierwszej ławce dostała dzwonek i co rusz uciszała resztę klasy. Dzwoniła tym dzwonkiem i krzyczała: „Cisza!”. Robiła to tak głośno, że Jaś siedzący przy niej aż zatykał uszy.
Było coś o tabliczkach i wykuwaniu znaków. Jaś miał swoją teorię i nie potrafił się zgodzić z panią, że dinozaury i ludzie nie żyli w jednym czasie. Przecież wszyscy oglądali Flinstonów. Pani też Flinstonów oglądała. W tej kwestii cała klasa popierała Jasia.

Zuzia – ta, co siedziała z Neli – miała dzisiaj urodziny i pewnie częstowałaby całą klasę cukierkami, ale temat lekcji był tak ciekawy, że zapomniała. Zresztą nie mogła się doczekać, kiedy narysuje serduszko gęsim piórem. Wraz z Neli wyprzedzały się w odpowiedziach, że w średniowieczu to zamki były, wieże wysokie z cegły, a w tych wieżach księżniczki, które czekały na rycerzy. Zuzia wyznała, że w takiej wieży może zamieszkać z Moniką, tą z aparatem na zębach z trzeciej ławki, tylko że muszą mieć internet i tata ma kupić jej telefon. Panią oczywiście nie bardzo interesowały księżniczki i ciągle mówiła o papierze, kałamarzu i kaligrafii. Takie są te nauczycielki.

Za dziewczynami siedziała Magda z małym Mikołajem. Trochę jakby jej nie było, bo Magda ma już chłopaka – takiego, z którym czasem trzyma się za ręce. Jej chłopaka nie było na lekcji. Za to był mały Mikołaj, a tego  kaligrafia nie interesowała nic a nic, co innego drukowanie czy robienie papieru.



Marek z czwartej ławki ciągle wyrywał się do odpowiedzi – z uniesionym nad ławką siedzeniem i ręką wyciągniętą w górę wykrzykiwał: „Ja wiem! Ja wiem!”, niezależnie od tego, czy wiedział, czy nie wiedział. Obok siedziała Asia, która wyglądała, jakby się wstydziła za kolegę z ławki, kolegę, z którym ostatnio bawią się w dom. Jednak teraz, z tym tyłkiem nad ławką i drżącą ręką w górze, wyglądał co najmniej komicznie.
Grześ siedzący za nimi, w klasie nazywany Duży, wyśmiewał Mareczka.
– Lizus, lizus – szeptał głośno.
Sam miał w zwyczaju odpowiadać bez podnoszenia ręki, potem chował się za ławkę. W końcu pani też ręki nie podnosiła. Do szydzenie z Mareczka nie mógł nie przyłączyć się Rafałek z czwartej ławki sąsiedniego rzędu.
– Lizus, lizus – szydzili z kolegi, a inni w klasie zanosili się śmiechem. Nawet Boguś, który był najstarszy i najpoważniejszy w klasie, ten, który zamiast odpowiadać, wolał pytać. Oczywiście wszyscy starali się, żeby pani nic nie słyszała, ale pani słyszała.
Rafałek kręcił z Grażynką. Siedzieli razem w ławce od początku lekcji, a ich dłonie często spotykały się przy kałamarzu, kiedy sięgali po pióra. Raz nawet się cmoknęli tak, by nikt nie widział. Potem natychmiast wrócili do lekcji. Grażynka zarumieniła się i rozejrzała po klasie. Wtedy spotkała się wzrokiem z Moniką z trzeciej ławki, tą z aparatem na zębach. Monika w szerokim ładnym uśmiechu ukazała gumki, od tej pory siedziała, wiercąc się. Nie mogła doczekać się przerwy, by wszystkim powiedzieć, co widziała.

– Rafał i Grażynka zakochana para, całują się na lekcji.
Alinka i Bożenka siedziały razem. Alinka nawet już kiedyś używała kałamarza, ale nie z gęsim piórem tylko z piórem ze stalówką. Dziewczyny więcej gadały o tym, co kogo boli, chociaż obie potem zapisały całą kartkę.
Na koniec pisaliśmy gęsim piórem i wtedy wszyscy ucichli, maczali tylko pióra w kałamarzach i starali się stawiać jak najładniejsze literki. Taka to była lekcja.

Muzeum, ale inne

W dawnym kościele ewangelickim św. Bartłomieja – wybudowanym przez zakon krzyżacki, desakralizowanym w latach dwudziestych dwudziestego wieku – jest muzeum. Dzisiaj obiekt znajduje się w prywatnych rękach, które wydźwignęły budynek z ruiny i z pasji stworzyły miejsce pełne magii.

Tu ożywają dawne prasy drukarskie, specjalnymi sitami czerpie się papier, a pióra gęsie maczane w kałamarzach przenoszą myśl na papier. Dzieje się tu dużo więcej. Wiedza i pasja załogi obiektu przyczyniła się do ocalenie już nie jednego starego dokumentu. My podczas naszego niespełna dwugodzinnego pobytu w tym miejscu dowiedzieliśmy się jak powstaje papier czerpany.

Każdy zanurzył ręce w kadzi pełnej pulpy, zaczerpnął na sito i w ten sposób stworzył swoją pierwszą w życiu kartkę. Moja dziś leży na półce i czeka na odpowiedni wyjątkowy tekst, bo to nie jest zwykła kartka. Ubrudziliśmy się tuszem, drukując własnoręcznie certyfikat ukończenia warsztatów.

Dzisiaj już wiemy, skąd się bierze papier, czym zajmował się zecer i dlaczego musiał umieć czytać w lustrzanym odbiciu. Wiemy też, kim był Gutenberg i jak powstawały ulotki w podziemnej powojennej Polsce. Interaktywne Muzeum Piśmiennictwa i Drukarstwa zaprasza wszystkich do świata papieru i druku, gdzie zarówno ci najmłodsi, jak i starsi znajdą coś dla siebie.

Film

To była jesień, a może już zima 2017 roku. Nie, to na pewno była jesień. Mury dawnej świątyni pw. św. Bartłomieja, dzisiaj muzeum-drukarni, wypełnione były światłami. Wewnątrz, przy replice prasy Gutenberga, kręciła się młodzież. Pod dawnym chórem Dariusz Subocz opowiadał Elwirze Twardowskiej o swoich planach rozwoju muzeum. Ja miałem brodę, taką długą i gęstą, bynajmniej tak to pamiętam. Dzisiaj już takiej brody nie mam. Stałem na środku sali archaicznie odziany i wysłuchiwałem skarg innego przebierańca. Gorączkował się, krzyczał. To był Joachim Retyk.
– STOP! Zmieniamy obiektywy i kręcimy jeszcze raz od początku. Jesteś Petrejusem, właścicielem drukarni – zwraca się do mnie reżyser. – Rozkładasz ręce, że nic nie możesz poradzić, kto płaci, ten decyduje. A ty, Retyk, się wściekasz, może nawet żuć płaszczem…
Tak to było w 2017 roku i już wtedy chcieliśmy z Gracielą wrócić w to miejsce z dziećmi. Jest rok 2021 i się udało rodzinnie poznać kawałek historii papieru i druku. Teraz myślę, że wasza kolej, by zboczyć nieco z drogi. Grębocin to wieś nad Strugą Toruńską, ciekiem wodnym wpadającym do Wisły, oddalona o osiem kilometrów od Torunia. Grębocin to wieś, w której jest niezwykłe Muzeum Piśmiennictwa i Drukarstwa.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Website Built with WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: