Nad Piaśnicą i morzem

Dębki – plaża

Było mi tu dobrze, myślę, że nam było tu dobrze, a pomimo to jakoś nie wiem, co o tym miejscu napisać… O piasku bym mógł napisać, bo czemu nie? Sypki taki, delikatny i przyjemnie skrzypi przy każdym kroku. Może o zachodzie słońca, jak barwami niebo koloruje. Tak, o zachodach mógłbym napisać, bo kiedy słońce zachodzi, naprawdę wiele się dzieje, szczególnie nad morzem, które samo w sobie jest niesamowitym tematem. Jednak nie oszukujmy się, nie na moje pióro. Nie, morza nie opiszę, nie tym razem. Nie napiszę też o rzece, jak z morzem flirtuje, jak kręci, zanim się z nim połączy, jakby do ostatniej chwili próbowała jeszcze zawrócić. Ona jest taka słodka, a ono takie słone. Zresztą o niej pisałem już wcześniej.

Było mi tu dobrze, kiedy w hamaku rozwieszonym pomiędzy drzewami na pasie wydmowym w ciepłym śpiworze zasypiałem. Pas wydmowy wznosi się ponad plażą i przez to swoje wywyższenie nie chroni przed wiatrem, stanowi za to znakomitą platformę widokową. Było mi tu dobrze, chociaż wtedy czegoś mi brakło, może kogoś.

Mógłbym napisać, że w rankingach przeróżnych miejsce to uznawane jest za najpiękniejsze w Europie. Jednakże piękno jest tak subiektywnym doznaniem, że słowo „naj” przy nim zupełnie się nie spisuje i, moim zdaniem, pary te słowa nie powinny tworzyć.
Zastanawiałem się, czy nie napisać o plaży nudystów, tej po zachodniej stronie rzeki, tyle że taka plaża nie różni się od tej dla psów po stronie wschodniej, też piasek, też woda, też wydmy. Więc o czym tu pisać?

Biwak w Debkach nieopodal nagiej plaży. Jest namiot, jest hamak pod tarpem.
fot. Rafał Lipkowski TJNB

Było nam tam dobrze, gdy opodal tej plaży, ledwie za pagórkiem z piasku, który trawy starały się zatrzymać w miejscu, znowu w jednym hamaku razem obserwowaliśmy gwiazdy, a przy nas dzieci namiot zamieszkały, bo cienka warstwa materiału dawała im większe poczucie bezpieczeństwa. Wtedy naprawdę było nam dobrze. I pamiętamy dźwięki ręcznego młynka do kawy, a potem jej bulgotanie w kawiarce tuż przed wschodem słońca i jej smak, kiedy już to słońce wschodzić się zdecydowało. Pewnie powiecie: To mogło zdarzyć się wszędzie. Jednak nam zdarzyło się tutaj i chyba właśnie dlatego nie wiem, jak pisać o tym miejscu, a może raczej nie chcę o nim pisać, żebyście wspomnień mych nie zadeptali, bo bez wątpienia wrócimy ich szukać.

Ojciec z córką zapatrzeni w morze o poranku.

Podróże kształcą. Bez wątpienia

Noc pod gwieździstym niebem. Wschód słońca z kawą. Rodzinne plażowanie nad rzeką, morzem i niemal godziny spędzone w wodzie. Spacer za rękę tam i z powrotem. Głód zmuszający do powrotu, bo niedaleko plaży jest gastronomia, nie tylko ta na rogu, gdzie przyjemnie spędzisz czas na obiedzie, pizzy, kawie czy lodach.

Trzy deski SUP na brzegu  rz. Piaśnica. 
fot. Rafał Lipkowski TJNB

– Co to jest za wycieraczką? – Spostrzegła. – Jakiś papier. – Podała kartkę bez czytania.
– Wezwanie na policję – przeczytałem głośno. – Kurwa! Potrafią umilić wakacje.
– Ja chcę lody Mini Melts. – Zuzia świergoliła radośnie.
– Właśnie wydaliśmy pieniądze, które miały być na nie – odpowiedziałem dziecku, patrząc z niedowierzaniem w kartkę.
– Wezwanie? Na policję? A niby co złego zrobiliśmy? – zapytała.
– Gdybym wiedział, tobym tego nie zrobił.
– Głodny. To kiedy ta pizza? – Jasia jeszcze nie dotyczą przyziemne problemy.
– Pizzę zostawimy na komisariacie – odpowiedziałem ironicznie dziecku, które nie zasłużyło sobie na ironię, ale i my nie zasługiwaliśmy na mandat, który ewidentnie się zapowiadał.
– Coś tu piszą o znaku D-40. – Teraz ona studiowała pismo.
– Dobrze, że nie o A-15 czy G-61 – wymyślałem kombinacje cyfr i liter, które podobnie jak D-40 nic mi nie mówiły.
Przeszedłem przebytą dzień wcześniej drogę, by porzucić rozgoryczenie i sarkazm. Prostokątnego niebieskiego znaku nie znalazłem. Wróciłem do samochodu.
– Dobra, zwiedzimy Korkową, jak nas zapraszają. Trzeba się zbierać, już jesteśmy spóźnieni. Potem może i coś na pizzę zostanie.

Znak D-40

Komisariat znajdował się gdzieś za skrzyżowaniem. Na budynku widniała tabliczka: „ul. Żwirowa 4”. Dwadzieścia siedem schodów prowadziło na piętro.
– Dzień dobry. My tu stawiliśmy się na zaproszenie. Trochę nie na czas, ale i zaproszenie późno dotarło – zaczepiliśmy wychodzącego zza przeszklonych drzwi funkcjonariusza.
– Obywatel się stawił, będzie to docenione. – Zatrzymał się przy nas rozpromieniony.
– Jak władza zaprasza, to jak się nie stawić. Przecież się nie godzi. A znaku tego D-40, o którym jest napisane na tym papierku, nie było, przynajmniej nigdzie go nie spostrzegliśmy – próbowałem negocjować wyrok, nim jeszcze zapadł.
– Znaczy się, że niby napisane na wezwaniu jest o znaku, którego nie ma, i niby policjant się myli. – Funkcjonariusz trochę sposępniał. Wyraźnie gdzieś się śpieszył.
– Tego, panie władzo, nie śmiałbym twierdzić, po prostu nie dostrzegliśmy nigdzie. Może jakiś krzak przykrył? Wie pan, jakie są te krzaki. Chociaż chodziłem w tę i we w tę, żeby dla siebie samego winę potwierdzić.
– Piotrze… – Funkcjonariusz zwrócił się do kolegi. – Obsłuż państwa. – Przekazał papierek zza wycieraczki. – I skoro już się państwo stawili, to myślę, że obędzie się bez poważniejszych reperkusji. Ale proszę nie myśleć, że władza zapomina. – Tu wyraźnie zwracał się do nas. – Odnotujemy, gdzie trzeba, i następnym razem nie obędzie się bez punktów. Pan jest kierowcą, rozumiem. Kolega sprawdzi, czy ma pan czyste konto, i jeśli tak, to dzisiaj obędzie się bez punktów. – Starszy funkcjonariusz nas opuścił.
– Nabroiło się – zaczął młodszy.
– Gdzie tam nabroiło, po prostu znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Nie jedni tam staliśmy, ale tylko u nas ta karteczka się znalazła. Bynajmniej pewnie nie bez racji, jeżeli rzeczywiście znak ten tam się znajduje.
– Prawo jazdy, poproszę. – Funkcjonariusz nie był skory do rozmowy, zabrał wezwanie i dokumenty, po czym zniknął za przeszklonymi drzwiami, które się za nim zamknęły.

Spojrzeliśmy po sobie z Gracielą. Chyba źle nie będzie.
Zasiedliśmy na małych krzesełkach w poczekalni, oczekując na niski wyrok, który zdawał się wysoce prawdopodobny. Po niedługim czasie ponownie w drzwiach pojawił się policjant. Wstaliśmy jak na komendę. W ręce trzymał moje prawo jazdy.
– Tym razem bez mandatu i punktów. Ale następnym razem… – Wydawało mi się, że zrobił groźną minę. – Tymczasem to by było na tyle. – Oddał prawo jazdy. – Do widzenia. – Drzwi ponownie zamykały się za funkcjonariuszem.
– Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało niegrzecznie, ale mam nadzieję, do niewidzenia. – Nikt już mnie nie słuchał, bo przeszklone drzwi właśnie się domknęły.

Dziś już wiemy, co może nas czekać za znakiem D-40. Podróże kształcą i nie zawsze są to przyjemne i tanie lekcje.
Pewnie jesteście ciekawi, co z tą pizzą. Była i nawet smakowała, jednak w zupełnie innym miejscu.

Newsletter

Cieszymy się, że mogliśmy się spotkać. Zostań z nami na dłużej. Zapisz się a będziemy cię na bieżąco informować o nowościach. W każdej chwili możesz nas opuścić, więc co szkodzi spróbować. Bez względu na twoją decyzję, pamiętaj, że zawsze jesteś u nas mile widziany.

Przetwarzanie…
Success! You're on the list.

Jedna myśl na temat “Nad Piaśnicą i morzem

Dodaj własny

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Website Built with WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: