Pole namiotowe „Przy Szlaku”
Powinna to być historia o zdobywaniu, w końcu Łysica to najwyższy szczyt gór Świętokrzyskich, a te najwyższe w koronie gór polskich stały się pretekstem do wspólnego rodzinnego przeżywania. I o tym wkrótce napiszę. Ale najpierw opowiedzieć muszę o tym, jak nasze serca zostały zdobyte przez pewne pole namiotowe i jego gospodarzy. Właśnie to miejsce stało się zarówno początkiem, jak i centralnym punktem naszej wyprawy.

Był słoneczny wręcz upalny dzień sierpniowy, kiedy dotarliśmy do Świętej Katarzyny. Wszyscy wiedzą, że jest tu klasztor i początek trasy na Łysicę. Niektórzy nawet wiedzą, że tu znajduje się muzeum minerałów i zapewne też widzieli, jak szlifuje się kamienie. Szczególnie krzemień pasiasty, który tylko w tych górach spotkać można. My natomiast wiemy, że mieszkanie pod namiotem u pana Piotra przyćmiewa wszystkie atrakcje, lub inaczej – jest atrakcją samą w sobie, o czym świadczą prostokątne pola wygniecionej trawy po namiotach gości, którzy przyjechali tu na jedną noc, a po siedmiu z żalem wyjeżdżali. Naprawdę, tak było.

Tu kot leniwie przeciąga się na ławce.
– Mama? W czym maczaliśmy jabłka na ognisko?
– W cynamonie?
– No właśnie, bo Czyżyk jest biało-cynamonowy.
Czyżyk – kot – łasi się, ociera bez strachu. Dzieci zachwycone jego przyjaznym
usposobieniem i tym, że daje się głaskać. Czyżyk jest jednak kotem i ma
swój przebiegły plan, jak zdobyć smakołyk ze stołu. Nie, kot Czyżyk nie jest „kradziejem”.
– Mama, zobacz, jaki słodziak.
– Dajcie mu parówkę.
Kot Czyżyk dostojnie konsumuje poczęstunek i dalej się łasi. Kot Czyżyk
lubi też pieszczoty.

Kot ma kumpla Falko. Krótko kudłate wyrośnięte szczenię
wpada na pole, gdzie namiot nasz stoi, podzielić się swym codziennym
entuzjazmem.
– Falko, przestań! – wołają łagodnie, gdy ich liże.
– Falko, nie wolno! – krzyczą groźnie, gdy zahaczy ich zębami.
Dla psa była parówka ze śniadania specjalnie zostawiona. Już jej nie ma, Czyżyk
ją wyłudził.


Pole namiotowe „Przy Szlaku” w Świętej Katarzynie jest blisko wszystkiego. Blisko klasztoru. Blisko ulicy Kieleckiej, co nie do końca jest atutem, ale też nie jakimś wielkim problemem. Blisko barów. Blisko sklepu z pamiątkami. Blisko szlaku na Łysicę. Blisko muzeum minerałów, gdzie za 10 zł – lub mniej, jeżeli jesteś dzieckiem – dowiesz się niemało o szlifowaniu kamieni. Blisko starego schroniska PTTK, pierwszego w tych górach, które obecnie schroniskiem już nie jest, więc do drzwi nie pukaj, jedynie z daleka podziwiaj. Na polu namiotowym skorzystasz z prysznica, toalety, kuchni. Czasem z ogródka coś skubniesz, gdy ci do potrawy zabraknie, a wieczorem przy ognisku się ogrzejesz, oczywiście, jeżeli je rozpalisz.
Newsletter
Cieszymy się, że mogliśmy się spotkać. Zostań z nami na dłużej. Zapisz się a będziemy cię na bieżąco informować o nowościach. W każdej chwili możesz nas opuścić, więc co szkodzi spróbować. Bez względu na twoją decyzję, pamiętaj, że zawsze jesteś u nas mile widziany.
Łysica- najniższa z najwyższych.

Łysica ma 614 metrów n.p.m. i jest najniższym szczytem z tych najwyższych w Koronie Gór Polskich. Można zdobywać ją z Kakonina, wędrować do niej długie kilometry z Łysej Góry od Świętego Krzyża, czy tak, jak my ze Świętej Katarzyny, skąd trasa na szczyt jest krótka i przyjemna. Grzyba można znaleźć, jeśli pogoda odpowiednia, pamiętając oczywiście o tym, że to ścisły rezerwat.

W Świętej Katarzynie klasztor jest początkiem. Mama Siela odwiedziła go o 07.00 – tuż po pianiu kurów, które biesy i diabły wszelakie odstrasza – by w krótkiej, półgodzinnej mszy uczestniczyć i o miłosierdzie dla dusz naszych i powodzenie wyprawy upraszać.
Wzdłuż muru trakt prowadzi, taka szutrowa drożyna, którą samochodem prosi się nie jeździć. Prowadzi ona do bramy parku, takiej drewnianej, bez wrót i zasieków, na której napis widnieje: Puszcza Jodłowa. Tam też opłaty uiściliśmy – 7 zł każdy dorosły, 3 zł każde z dzieci. Można wstać wcześnie lub też późno tu dotrzeć, a opłaty od ciebie przyjąć komu nie będzie.
– Gdzie idziemy?
– Tam, gdzie był kiedyś zamek wysoki i siostry dwie mieszkały. Agata,
młodsza, przyrodzie oddana i starsza Jadwiga. Tak się zdarzyło, że starsza
z miłości oszalała i wraz z ukochanym swoim chciała się Agaty
pozbyć, by tylko z nim wszystko wokół posiadać. Dziwna jest ta miłość, co
do złego skłania, ale i taka bywa. Zakochanym, pomimo prób, młodszej
siostry skrzywdzić się nie udało. Niebo jej przychylne było, piorunami zamek
roztrzaskało na tysiące głazów, grzebiąc kochanków w ruinach. Tam właśnie
idziemy.

I szliśmy przez bramę drogą niemal płaską, niewiele się wznoszącą. Szliśmy do drewnianej kapliczki i źródełka przed nią z ziemi bijącego.
– Gdzie idziemy?
– Najpierw tu, blisko, do źródła o dobrej wodzie – tego, co z daleka
już widać. Dobrej w smaku i dla zdrowia oczu wielce pomocnej. Legenda
mówi, że z łez młodszej siostry, tej od zamku, powstało. W czasie,
gdy piorun kochanków w głazach pogrzebał, Agata z przyrodą obcowała.
Kiedy powróciła, żal ją wielki ogarnął, że siostrę straciła i miłości
kochanków też żałowała, bo w jej sercu ani zazdrości, ani zawiści nie
było. Żal był tak wielki i tyle łez z jej oczu płynęło, że źródło po
dziś dzień tryska.
– To ona ciągle płacze?
– Tego nie wiem, to legenda taka. Jednak wiem, jak źródełko nazwano.
– Jak?!
– Nazwano je imieniem św. Franciszka, który uważany jest za opiekuna naszych
oczu. Pisał on hymny pochwalne na cześć przyrody, którą przecież głównie naszym
wzrokiem odbieramy.

Przy źródełku amatorów wody nie brakuje. Jedni pochylają się,
by ze strumienia wody posmakować, inni z butlami wielkimi po wodę tę
przyjeżdżają.
Źródełko w tyle zostało wraz z kapliczką małą. Nam woda towarzyszyła
w drodze na szczyt, zaspokajała pragnienie, kiedy kolejne metry z wysiłkiem
pokonywaliśmy. A metrów tych jakoś ze 3000 od bramy będzie. W górę 3000 i
w dół tyle samo, 614 metrów przewyższenia od poziomu morza, a 250 od
poziomu Świętej Katarzyny. Droga przez Puszczę Jodłową prowadzi. Przez ogrom
drzew wysokich i starych, które niejedną historię widziały i dla
wielu legend są krajobrazem. Cały czas czerwonym szlakiem podążaliśmy, który na
sam szczyt nas zaprowadził.

– Co są te kamienie?
– Gołoborze tak zwane, bo nie ma tu boru, tylko głazy gołe. A to, skąd się tu
wzięły – różne są domniemania. Jedni powiadają, że to miejsce kultu było, inni –
że wiedźmy swoje sabaty urządzają i na głazach tych siadają. Mogą to też
być mury zamku, w którym siostry mieszkały, a legendę o nich już
znacie. Może też być to wynik erozji skał wiekowych. Naukowcy uważają, że
miejsce to powstało w innym klimacie, co potwierdza fakt powolnego
zarastania gołoborza. A skała ta skruszała przez wodę, która w najmniejszą
szczelinę się dostanie, a gdy zamarznie, najtwardszy kamień rozłupie.
Osuwające się po zboczach bloki utworzyły rumowiska o grubości kilkunastu
nawet metrów. Rumowiska te z dołu wyglądają jak łysina, więc nie dziwi
nazwa Łysogóry nadana najwyższemu tu pasmu, ani też Łysica czy Łysa Góra nadane
jej wierzchołkom.

Dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że na szczycie widoków
do podziwiania nie było, choćby z tego powodu, że puszcza tu królową,
a jej drzewa sięgają wiele metrów ponad szczyt.
Usiedliśmy na kamieniach, a dzieci co widziały – na rysunkach swoich
uwieczniły.
Z dumą dzisiaj możemy się pochwalić, że Łysicę rodzinnie latem zdobyliśmy.

Czy w puszczy rosną grzyby?
Siela grzyby zna, ja naprawdę chciałbym je poznać, a dzieci
jak to dzieci, wierzą we wszystko, co im powiemy. W końcu rodzice wiedzą
najlepiej. W rzeczywistości nie do końca jest to prawdą.
– Jak zaczekacie, chętnie pokaże wam, gdzie zbierać – powiedział.
– Ależ nie chcemy sprawiać kłopotu. Grzybiarze z nas przeciętni, a nawet
mniej niż przeciętni, ale się nie poddajemy.
– W zeszłym roku ja sam znalazłem dwa grzybki na jesień – wtrąciłem
z dumą.
Pan Piotr się uśmiechnął, jakby rozbawiły go nasze osiągnięcia:
– Poczekajcie państwo. Nalegam! Chętnie będę wam przewodnikiem. Zajęć trochę
codziennych mam, ale w las i tak się wybieram. Atrakcja będzie wtedy,
gdy wrócicie z grzybami. A grzyby muszą być. Mówi się u nas, że
jeżeli w czasie pełni deszcz spadnie i mrozów nie będzie, to grzyby
obficie obrodzą. A pełnia była i deszcze były. Poczekajcie tylko chwilę.

Drogą szutrową od asfaltu – tą, która prowadzi do sołtysa (pan Piotr jest sołtysem), potem ścieżką pomiędzy murami.
– Uważajcie na barszcz Sosnowskiego, strasznie jadowite cholerstwo. – powiedział i złamał jadowite ziele.
– Myślałem, że to większe.
– Gdyby tego nie wycinać, to byłoby jak małe drzewo.
Przeszliśmy ostrożnie obok, potem po pokrzywach, co parzyły bose stopy w sandałach. Tajemnym przejściem w las trafiliśmy. Spacerowaliśmy po puszczy, brodziliśmy w liściach za przewodnikiem naszym.

– Mama, ten jest jadak? – Dzieci znalazły dorodne prawdziwki.
– A ten to jadak? – Wskazują na brązowy kapelusz. Od spodu pomarańczowa gąbka. Tych blaszkowych z niewiedzy się wystrzegamy. Noga żółta po przekrojeniu szybko zielenieje, a potem staje się niemal bordowa.
– Nie znam go.
– Proszę pana, proszę pana! Ten to jadak?
– Jadak, jadak. – Uśmiecha się pan Piotr. – Smaczny grzyb borowik ceglasty.

Widzieliśmy też w tym lesie, jak źródło bije i tworzy strumyk. W małym oczku, w krystalicznie czystej wodzie, unosiły się piaskowe gejzery tworzone przez przebijającą się wodę. Chętnie jej próbowałem i ja i oni – zimna, rześka, po prostu dobra. Często zapominamy, że woda sama z siebie też ma smak.

– Jak dla mnie znacznie lepsza w smaku niż ze źródła świętego – powiedział. Chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak powrócił do wypatrywania grzybów.

Po godzinie szukaliśmy drogi powrotnej obładowani prawdziwkami i kozakami o pomarańczowordzawych kapeluszach. Gospodarz zniknął gdzieś w leśnej kniei, dla niego grzybowe polowanie dopiero się zaczęło.


Zapach gotowanych kartofli mieszał się z aromatem duszonych grzybów w małej kuchni dostępnej na Campingu. Otwarłem niemiejscowe wino i rozlałem do szklanek. Był wieczór. Pole opustoszało z namiotów, a lekki letni deszczyk budował klimat. Dzieci nie jedzą grzybów.

Rano mżyło. Kury wraz z kogutem patrolowały okolicę wokół namiotu. Czasami kogut zapiał, oznajmiając swoją dominację. Gdzieś w głębi ogrodu szwendały się kaczki prawdziwie kaczym chodem. Nadszedł czas wyjazdu.
Czy mogę udostępnić na Facebooku? Pięknie napisane przewodnicy mogli by się uczyć od Państwa. Pozdrawiam serdecznie całą rodzinę, obrazek od Zuzi trzymam razem z dokumentami na pamiątkę. 😊
PolubieniePolubienie
Proszę udostępniać. Nam to sama radość.
PolubieniePolubienie
Dziękuję serdecznie Państwu za miłe słowa. Cieszę się że mogłem Państwa gościć i że się Państwu podobało. Serdecznie pozdrawiam ze Św Katarzyny Piotr.
PolubieniePolubienie
I wzajemnie. Miło było być goszczonym. Kto wie, może jeszcze się spotkamy.
PolubieniePolubienie
Aż poczuliśmy ten zapach świeżych grzybów tutaj, w Legnicy 🙂 Łysica ciągle jeszcze przed nami, ale po przeczytaniu tak fantastycznego wpisu, tym bardziej rośnie apetyt na te rejony. Pozdrawiamy z nadzieją na lekturę dalszych inspirujących relacji z Waszych wypraw.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Miło, naprawdę miło czytać taki komentarz. Polecam biwakowanie u pana Piotra, naprawdę bardzo dobra baza wypadowa na wiele atrakcji Gór Świętokrzyskich, oczywiście jeżeli się lubi namiotowanie 🙂
PolubieniePolubienie
Świetna wyprawa! A kolekcja grzybów zaiste imponująca.
Dzieciaki i zwierzaki też piękne.
Bardzo mi się spodobało okreslenie koloru sierści: cynamonowy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kolor cynamonowy to autorski pomysł córki (córeczki) mojej. Tak je edukujemy a dzieciaki tyle swojej wrodzonej mądrości mają, może od nich trzeba zacząć się uczyć a nie zgrywać wszystkowiedzących 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
bardzo fajna wycieczka całą rodziną 🙂 ktoś mógłby powiedzieć, że ‚najniższy szczyt, nic ciekawego’ a tu proszę! ile ciekawych historii i przygód skryła ta Łysa Góra 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Nie wiem jak u was? ale często wspomnienie dopiero uświadamiają nam jak było fajnie. Wspominając nie martwimy się czy wystarczy funduszy. Nie przejmujemy się pogodą, a wszystkie przeciwności stają się przygodą. I ta najniższa, jak sami doświadczyliście jest wspaniałym wspomnieniem.
PolubieniePolubienie
Na pewno pisząc relację z wyprawy po powrocie, czy wracając później do zdjęć przeżywamy ponownie to co było na wyjazdach. To taki kolejny nasz plus prowadzenia bloga, utrwalanie tych wspomnień 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba